niedziela, 19 lutego 2012

Książka numer osiem...

Chyba każdemu czasem zdarza się sięgnąć po książkę z uwagi na okładkę. Mnie tak się zdarzyło przy okazji "Powrotu do domu" Natashy Radojčić-Kane. Mam swoją ulubioną tanią księgarnię, gdzie głównie zaopatruję się w książki Wydawnictwa Czarne, których nakład nie sprzedał się w poprzednich latach. Tym razem wybrałam jednak książkę nieznanej mi całkiem Serbki. Zauroczyła mnie ta okładka, ale wynikało to głównie z błędnej interpretacji tego, co przedstawia. Otóż wydawało mi się, że to oliwki i dopiero czytając książkę, gdy akcja przeniosła się do śliwowego sadu, zrozumiałam swój błąd. Cóż, nie czas na śliwki, ale mam za to czarne oliwki. Swoją drogą mój szwagier nazywa je właśnie śliwkami.


"Powrót do domu" jest debiutem książkowym autorki z 2002 roku. Ale nie wzięła się ona znikąd. Mieszka w Nowym Jorku i publikuje opowiadania np. w "The New York Times". 
Akcja książki toczy się w 1996 r. w Bośni i pokazuje historię Halida, muzułmańskiego żołnierza, który wraca z wojny do swej rodzinnej wioski. Człowiek poharatany przez wojnę, fizycznie i psychicznie szuka dawnego życia i próbuje odzyskać kobietę, którą kiedyś stracił. Bardzo pogmatwane wszystko w tym kraju. Pogmatwana historia, pogmatwane ludzkie losy. Wojna sprawiła, że ludzie, którzy przez setki lat żyli obok siebie, w normalnych stosunkach, bez względu na wyznanie i poglądy, przyjaźnili się i żenili się między sobą, stali się śmiertelnymi wrogami, stanęli po przeciwnych stronach barykady. Czy po takim czymś można jeszcze normalnie żyć? Nie wiem, jak tam jest teraz, ale jak widać w pierwszych latach po wojnie, nic tam nie było normalne.

Miłego niedzielnego popołudnia :-))



7 komentarzy:

  1. Rozumiem, że polecasz?
    bo zaciekawił mnie temat, zwłaszcza, że mam zaprzyjaźnioną bałkanistkę, która Bośnię uwielbia.

    I jeszcze proszę o namiary na księgarnię, koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że jest dobre zakończenie, bo jakoś wszędzie w koło widzę ostatnio ciemne kolory.
    Cytat dwuznaczny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale przyszła mi ochota na śliwki :-))

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja właśnie nie lubię oliwek, ale za to śliwki bardzo. Mam w domu mały sad - w tym kilka śliwek węgierek i w ubiegłym roku obrodziły chyba potrójnie, bo wszystkim rozdawaliśmy śliwki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ikroopko, polecam tę książkę, choć może nie tak bardzo jak poprzednie. Ciekawe, co by o niej powiedziała Twoja zaprzyjaźniona bałkanistka.
    Namiar na księgarnię. Przypuszczam, że możesz ją znać. Nazywa się Dedalus. Mają dwa sklepy: jeden na Ruskiej 2, a drugi na Świdnickiej przy przejściu podziemnym.

    Iva, bo ja uwielbiam oliwki ;-)

    Heidi, niestety, nie ma ta książka dobrego zakończenia. Więc może na razie nie czytaj jej.

    Dag, można się poratować suszonymi ;-) A oliwki z zalewy, prawie jak świeże ;-)

    Jagoda, to musi być piękne, mieć swój śliwkowy sad. I w dodatku węgierkowy. Takie powidła ze śliwek z tego sadu muszą być przepyszne.

    Pozdrawiam :-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale zdjęcie, super zestawienie. A ostatnio jadłem pastę oliwkową i już tęsknię za tym smakiem :)

    OdpowiedzUsuń