To moje najukochańsze góry. Szlaki z mojego dzieciństwa, miejsca gdzie niemal uczyłam się chodzić. Widok z okien rodzinnego domu to właśnie Śnieżne Kotły. Ta jedna letnia wycieczka dała mi bardzo wiele. Upał był straszliwy, ale górskie strumienie ratowały nas przed przegrzaniem. Wspinanie się na szczyty i wędrowanie granią. Spoglądanie w przepaść, znowu zachwyt nad widokami na polską i czeską stronę Karkonoszy. Swobodne schodzenie w dół późnym popołudniem, gdy na szlaku już nikogo, tylko my. Takie wycieczki, choć nie przydarzają mi się zbyt często, dają mi poczucie, że jestem we właściwym miejscu i czasie.
W Czarnym Kotle. Jawor jeszcze stoi i walczy o życie.
Zajrzeliśmy przy okazji do Czechów.
Piękny widoczek z gościnną Martinovą Boudą.
Najbrzydsze schronisko w Karkonoszach?
Cóż, Labská bouda do najpiękniejszych nie należy.
W oddali Śnieżka.
No to mamy te Śnieżne Jamy ;)