czwartek, 31 maja 2012

Książki numer szesnaście i siedemnaście...


Tym razem dwie, teoretycznie różne książki. Pisarze z dwóch różnych światów. A jednak coś dla mnie te książki łączy. Obydwie mówią o stosunkach damsko-męskich. Pierwsza poważnie, a druga z dowcipem, jednak nierzadko bardzo gorzkim.

Fabuła "Tożsamości" balansuje na granicy snu i jawy. Dojrzała kobieta, będąca w szczęśliwym związku, nagle dostrzega, że przekroczyła jakiś próg, stała się niewidzialna dla mężczyzn, czuje się przez to nieatrakcyjna i nieszczęśliwa. Kochający ją partner postanawia coś z tym zrobić. Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sami.




Druga książka to zbiór felietonów nieodżałowanej Agnieszki Osieckiej, które w latach 90 ukazywały się w miesięczniku "Magazyn Rodzinny". To żartobliwe opowiastki, ale kryje się w nich tyle prawdy życiowej, a może nawet sama prawda. Nasze życie nieraz wydaje mi się naprawdę groteskowe.
Myślą przewodnią książki jest podział typów ludzkich na: kobiety - Kochanka, Żonka, Męczennica, mężczyźni - Pan Czesiek, Dostojnik, Wieczny Chłopiec. I wokół tego podziału Osiecka snuje swoje opowieści o ludzkich losach. Pewnie wiele tam jej własnych doświadczeń. Uśmiałam się nad tą lekturą niejednokrotnie, ale też w kilku miejscach miałam wrażenie, że to o mnie lub o kimś kogo znam.
Osiecka była wspaniałą obserwatorką ludzi i potrafiła o nich wspaniale pisać. Polecam!


środa, 30 maja 2012

Piknik pod wiszącą skałą, czyli... Bobrowe Skały

Bobrowe Skały znajdują się w Górach Izerskich. To doskonały punkt widokowy na Karkonosze, Rudawy Janowickie i Kotlinę Jeleniogórską.
Miejsce urocze i ma w sobie jakąś przyciągającą moc. Wybieram się tam chętnie, gdy tylko nadarzy się okazja. I nadarzyła się.

Wyruszyliśmy z Górzyńca.


Zanurzyliśmy się w wiosenną zieleń lasu. Omijaliśmy szlaki, wybierając leśne drogi.


Towarzysze mojej wycieczki ;-)




Dotarliśmy do celu naszej wędrówki. 


"Wisząca skała" ;-)






Przed wojną była tu wieża widokowa i schronisko. Po których zostały tylko ruiny fundamentów.



Przyszliśmy tu dla widoków, ale pogoda nie była łaskawa. Początkowo pięknie świeciło słońce, ale po chwili przyszły chmury i widoki nie były już tak atrakcyjne. Co widać na zdjęciach. Trudno było ustawić aparat do tak zmiennego światła.





Droga powrotna prowadziła już tylko w dół. Zielonym szlakiem. Było naprawdę zielono ;-)




Na koniec czekała nas nagroda w postaci łączki, z której rozciągał się widok, który pokazałam już w poprzednim poście. Śnieżne Kotły w centralnym punkcie. Tutaj mogłabym mieszkać...




Jeśli kogoś interesuje, jak wyglądały Bobrowe Skały przed wojną polecam archiwalne zdjęcia tutaj



wtorek, 29 maja 2012

Z daleka od miasta...



Udało mi się spędzić trzy (niepełne) dni poza miastem, blisko gór. Złapałam oddech, posłuchałam ptaków i leśnej ciszy, napatrzyłam się na piękne widoki.
Mam trochę zdjęć, które później pokażę, ale nie fotografowanie było najważniejsze, ważne były chwile, ludzie, bliskość przyrody.
Jechałam z niepokojem o zdrowie mojej siostry, wróciłam uspokojona, że wszystko jest w porządku.
Dziś wracam powoli do codzienności...
Wkrótce podzielę się zdjęciami, mam też do opisania przeczytane książki do mojego książkowego cyklu.
Miłego wtorku :-)

wtorek, 22 maja 2012

Miejska blizna.

Takich miejsc jest we Wrocławiu wiele. Ślady dawnych budynków przebijają się jak wyrzuty sumienia. Tutaj jednak je wyeksponowano i wygląda to całkiem ładnie.
Ta kamienica ze ścianą innego budynku w niego wkomponowaną mieści się na Szewskiej, niegdyś pięknej ulicy o średniowiecznym rodowodzie. W czasie wojny wiele kamieniczek uległo zniszczeniu i zastąpiono je szpetnymi blokami.
Ale ten skrawek Szewskiej jest naprawdę piękny. Próbowałam znaleźć w internecie więcej informacji na temat tego budynku, szukałam starych zdjęć. Na próżno.
Blizna jest, ale jaka szlachetna.





sobota, 19 maja 2012

Marzenia o lataniu.


 Oczywiście nie moje marzenia ;-) Ja nie wiem, jak my się dobraliśmy: ja  panicznie boję się latać, a J. od dziecka marzył o lataniu ;-) Ale o takim prawdziwym lataniu, czyli byciu lotnikiem. Nie udało mu się tego marzenia spełnić. Nadszedł jednak w końcu ten dzień, kiedy przypomniał sobie, że na Psim Polu (jedna z wrocławskich dzielnic) są Lotnicze Zakłady Naukowe i można tam zobaczyć kilka samolotów, które już swoje odsłużyły i teraz są muzealnymi okazami. Oczywiście J. jest prawdziwym znawcą, obejrzał samoloty wszerz i wzdłuż, każdy okaz potrafił nazwać i opowiedzieć coś o nim.
Jak to dobrze, że i samoloty i my pozostaliśmy na ziemi ;-)





środa, 16 maja 2012

Popatrz w niebo.



Trochę dzisiaj pochmurno, ale jak widać na moim zdjęciu, czasem przez gęste chmury mogą się przedrzeć takie piękne promienie. Oczywiście takie efekty, z czerwieniącym się niebem i drzewami i wieżami domów niczym w teatrze cieni, możliwe są tylko tuż przed zachodem słońca.
Cieszę się, że odwróciłam się wówczas za siebie, dostrzegłam to cudo na niebie i udało mi się je zatrzymać w kadrze.
Miłego dnia i samych pięknych chwil Wam życzę :-))

niedziela, 13 maja 2012

Książka numer piętnaście, espresso i Madredeus.


Uwielbiam Doris Lessing. Tak pięknie pisze o Afryce i o kobietach. "Martha Quest" to jedna z tych książek, którą jak zaczyna się się czytać, to nie można przestać, aż dotrze się do ostatniej strony. Czytałam w nocy, czytałam przy śniadaniu, czytałam czekając aż upiecze się ciasto z rabarbarem. W dużej mierze to też zasługa tłumaczki, Magdaleny Słysz. Książkę czyta się bez zgrzytów, całkiem naturalnie, zapominając, że to tłumaczenie.

"Martha Quest" to pierwsza część cyklu "Dzieci Przemocy" i cieszę się, że będę mogła towarzyszyć bohaterce jeszcze przez cztery tomy. Choć równie dobrze można poprzestać na tej pierwszej części, jest samodzielną całością.

Lata 30 XX wieku, tuż przed wybuchem II wojny światowej, brytyjska kolonia w Afryce, dojrzewająca dziewczyna poszukuje swojego modelu życia, swojego miejsca, swojej tożsamości. W tle tego poszukiwania widzimy wielkie problemy tego świata, nadchodząca wojna, echa poprzedniej,  kwestie wyzysku i rasizmu. 
Wrażliwa, niepokorna, krytyczna wobec wszystkich i wszystkiego dziewczyna najpierw budziła we mnie lekką niechęć, ale z czasem nabrałam do niej sympatii i zrozumienia. Książkę można by określić jako psychologiczno-obyczajową. Gdybym miała nastoletnią córkę podsunęłabym jej tę książkę. Problemy dzisiejszej młodzieży niczym się nie różnią od tych, które miała młodzież lat 30, nawet ta mieszkająca na południowym końcu Afryki. 

Polecam. Jak i pozostałe książki Noblistki. 



Do tego dobre esspresso, z mlekiem lub bez, jak kto lubi. Zwłaszcza jeśli czytało się długo w nocy ;-)

I Madredeus. Muzyka, którą mogę słuchać bez końca. Tak jak lubię wracać do filmu "Lisbon Story", w którym zespół ten wystąpił.




piątek, 11 maja 2012

Zatrzymać wiosnę.

Idą Zimni Ogrodnicy, idzie Zimna Zośka. Prognozy są nieubłagane i wszystko wskazuje na to, że weekend będzie naprawdę chłodny. Na szczęście kwitnące drzewa już nie zmarzną, bo po prostu przekwitły. Przynajmniej we Wrocławiu. Ten czas kwitnienia tak szybko się skończył. Na szczęście został uwieczniony na zdjęciach. Zatrzymuję się więc i cofam w czasie patrząc na to piękno w żywej postaci.

Udanego weekendu!!!












czwartek, 10 maja 2012

Okolice Milicza.

Nasza wycieczka była wycieczką rowerową, jak wiadomo. Mieliśmy więc jeździć po pięknych ścieżkach rowerowych w Dolinie Baryczy. I jeździliśmy, ścieżki były, tylko nie na nasze rowery na szosowych oponkach ;-) Zakopaliśmy się więc kilka razy w "ruchomych piaskach", jak je nazwałam, bo nie raz zarzucało moim rowerem jak na rodeo. Zdjęć z tej walki nie ma, bo nie było czasu je robić. Nagrodą za nasz trud były piękne spokojne chwile w milickich lasach, w obrębie terenów Natura 2000, a potem zjazd na ścieżkę po trasie kolejki wąskotorowej, o której już było.

A wszystko dlatego, że chcieliśmy zobaczyć jak ładnie przez ten region płynie Barycz. I płynie pięknie i widoki ma po drodze malownicze.





W lasach można znaleźć bardzo stare ślady historii tego regionu:

I takie leśne drogi. Niewinnie wyglądające, ale zdradzieckie dla kolarzówek ;-)


Ale przyjemnie było mieć za towarzystwo śpiew ptaków, a i można się było natknąć na takie ciekawostki - prawie jak namorzyny ;-) 



Spodobał się Wam kościół w Miliczu. Trafiliśmy na jeszcze jeden równie piękny,  w Sułowie Milickim.


Z bardzo ciekawą dzwonnicą


I resztkami poniemieckiego cmentarza.

To był piękny dzień. Cieszę się, że wybraliśmy się właśnie tam na majówkę rowerową. Mimo wszelkich niedogodności, jesteśmy zadowoleni i może niedługo odkryjemy więcej ciekawostek w Dolinie Baryczy.