poniedziałek, 24 września 2012

Książka numer dwadzieścia pięć... czyli czytanie na polanie.

To był jeden z letnich weekendów, choć tego na zdjęciach nie widać, bo szare chmury przesłaniały niebo.
Jacek biegał, a ja kontemplowałam w ciszy, czytałam książkę, patrzyłam w oczy polnym kwiatkom i odganiałam się od natrętnych komarów.
To taki mało uczęszczany zakątek Lasu Rędzińskiego, w który lubię uciekać, gdy mam dosyć miasta.
Bardzo przyjemnie czytało mi się książkę pana Coetzee w takich okolicznościach przyrody.
To kolejny noblista pochodzący z Afryki Południowej. Coś jest w tym zakątku świata, że rodzą się tam tak wspaniali pisarze. Wychwalałam tu jakiś czas temu Doris Lessing. Po przeczytaniu "Chłopięcych lat" Coetzee wydaje mi się lepszy, ale to się okaże po kolejnych książkach.
Serdecznie polecam.