Miesiąc maj rozpoczęliśmy wycieczką w Góry Izerskie. Bardzo chcieliśmy pojechać do Jakuszyc pociągiem, jednak rozkład jazdy jest tak ustawiony, że jak nie pojedzie się po 7 rano, to następny pociąg jest dopiero o 12. Wybraliśmy się zatem z Jeleniej Góry autobusem. Dzień zapowiadał się słonecznie i ciepło. Na dole można było się rozbierać do krótkiego rękawka. Zdziwiło mnie więc, gdy w Jakuszycach jeszcze z autobusu zobaczyłam ludzi ubranych w kurtki, kaptury i czapki. Cóż, góry uczą pokory, tam była wczesna wiosna, z bardzo zimnym wiatrem. Ale nie przelękliśmy się i mimo niedostatku cieplejszych ubrań, wyruszyliśmy na szlak.
W nagrodę za naszą odwagę już na początku trasy spotkaliśmy żmiję zygzakowatą. Jacek prawie na nią nadepnął. Nie wiem, kto był bardziej przerażony ona czy my. W każdym razie pozwoliła zrobić sobie zdjęcie.
Na szlaku.
Teraz jest czas kwitnięcia borówki czarnej. Krzaczki oblepione czerwonymi kwiatkami wyglądają uroczo. Będą latem jagódki.
Zeszliśmy na zalaną słońcem Halę Izerską. Jedno z moich ulubionych miejsc w Izerach.
Jacek rozgrzewał się na zimnym wietrze biegiem. Bo ja zabrałam mu kurtkę przeciwwiatrową.
Ucieszyło nas, że na Jagnięcym Potoku w końcu odbudowano most.
Jak zawsze zadumaliśmy się nad ruinami domów, które tu kiedyś stały...
W gościnnej Chatce Górzystów roiło się od ludzi.
To była dopiero połowa naszej wędrówki. Ruszyliśmy dalej.
Mimo, że lasów w Izerach coraz więcej, ciągle jeszcze spotyka się takie widoki z umarłymi drzewami.
Najładniejszy odcinek wycieczki zaczął się wtedy, gdy wynurzyły się przed nami Karkonosze.
Zatrzymaliśmy się dłużej nad kopalnią kwarcu. Ale o niej będzie już w następnym poście.