piątek, 6 września 2013

Jeszcze na cysterskim szlaku, czyli Lubiąż.

To była taka spontaniczna decyzja. Pakujemy do auta rowery, jedziemy do Brzegu Dolnego, a stamtąd już rowerami jedziemy do "naszego" Lubiąża! I to był świetny pomysł. Z uwagi na święto (15.08) ruch na drodze niewielki, pogoda piękna, pola i lasy po drodze nagrzane, pachnące. Wszędzie dojrzewające właśnie śliwki i jeżyny. Pojechaliśmy. Pogubiliśmy się na źle oznakowanych szlakach, ale i tak było pięknie.








To co popada w ruinę wstydliwie zasłaniają drzewa i krzewy.


Jeżyny z opactwa, nagrzane słońcem i słodkie. Nie można się było od nich oderwać.





Zatrzęsienie śliwek.



Ze szlaku widać majestatyczny budynek opactwa, a po lewej stronie zarys Ślęży.


Na Wzgórzu Trzech Krzyży, które skojarzyło mi się z Kazimierzem Dolnym, spotkaliśmy przesympatycznego starszego pana, który nie tylko użyczył swojej lornetki, ale też opowiedział kilka ciekawych historii o tym, jak wyglądał Lubiąż i okolice zaraz po wojnie, gdy przybył na te ziemie.




Polecam na wycieczki rowerowe, autem i piesze. Warto jeszcze zajrzeć do pięknego kościoła z obrazami słynnego malarza Michała Willmana. Zdjęcia będą innym razem, bo teraz akurat odbywał się w nim ślub.
Na kolejną wycieczkę też zasługuje kompleks, gdzie znajduje się szpital dla psychicznie i nerwowo chorych. Z wrażenia nie wyciągnęłam tam aparatu, budynki niesamowite, ale ogólne to dość przygnębiające miejsce. Trzeba się nastroić, żeby po nim pochodzić ;)

W drodze powrotnej bardzo błądziliśmy, bo oznakowanie szlaku fatalne. Ciągle wyjeżdżaliśmy w innym miejscu niż zamierzaliśmy. Ktoś chyba stwierdził, że i tak żaden turysta tam się nie wybierze, więc nie przejmował się czytelnością oznakowania. A szkoda.