wtorek, 6 listopada 2012

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat...

... ja wysiadam. Tak śpiewała Anna Maria Jopek i tak ostatnio mogę zaśpiewać ja. Chociaż już sama nie wiem, czy to świat tak pędzi, czy ja nie nadążam.
Dopiero był październik, a tu już puk, puk, listopad. A tu tyle zdjęć, myśli, słów jeszcze październikowych. I co z nimi zrobić, skoro już mało aktualne?
Żeby zatrzymać jakoś ten pędzący czas, niech pojawi się tu jeszcze trochę października, tego we mgle:




... i tego w słońcu:





Wracam! Będzie wkrótce znów o Brochowie i widoku z pewnej wrocławskiej górki. Ale najpierw muszę pospacerować po moich ulubionych blogach :-))

Książki numer: dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jeden i trzydzieści dwa.

Lubicie, gdy ktoś Wam czyta? Ja bardzo lubię :-) Najprzyjemniejsze jest oczywiście czytanie z dzieciństwa, łagodny, ciepły głos mamy, ulubione książeczki z serii "Poczytaj mi mamo" i wieczory, gdy całe życie zwalniało na parę chwil czytania.
Dzieciństwo minęło, mamy już nie ma..., ale został sentyment do słuchania, jak ktoś czyta. Audiobooki odkryłam całkiem niedawno i ten sentyment we mnie ożywiły. Pewnie, że wolę czytać sama, ale taka forma okazuje się bardzo praktyczna w warunkach, gdy ciężko jest sięgnąć po książkę: w zatłoczonym autobusie, tramwaju, pociągu, w czasie domowych prac, w podróży samochodem, nocą, gdy zapalenie lampki może komuś przeszkadzać, a nas dręczy bezsenność. Poza tym, gdy lektor jest dobry, potrafi stworzyć nawet z banalnej książki małe arcydzieło.
Ostatnio dotarł do mnie audiobook z książką fantasy. Znajomy nagrał mi i chciał poznać opinię. Nie przepadam za fantasy, ten gatunek do mnie nie przemawia. Niewiele książek tego typu przeczytałam.
"Igrzyska śmierci" Suzanne Collins okazały się w dodatku powieścią dla młodzieży i chyba lepiej jeśli młodzież po nią sięga. Spodobało mi się, że książka jest  bardzo zgrabnie napisana, przetłumaczona i ładnie przeczytana przez Annę Dereszowską. Przekonuje mnie też ogólna wizja świata po kataklizmach, wojnach, zdominowanego przez nieludzką władzę, gdzie ludzie walczą o to, by przeżyć każdy kolejny dzień. Reszta w większości mnie nie przekonuje. Momentami akcja jest tak żenująca i naiwna, że chyba tylko nastolatki jeszcze mogą się na to nabrać. Drugą cześć trylogii, "W pierścieniu ognia", zaczęłam słuchać, ale jakoś straciłam szybko do niej serce. Może kiedy indziej.
Jeśli potrzebujecie wciągającej lektury, żeby jakoś  zabić czas w długie zimowe wieczory, polecam. Ale jeśli szukacie lektury mądrej, coś wnoszącej do życia, to już niekoniecznie.


Jestem chyba za bardzo "zakorzeniona w życiu", do tego co tu i teraz i co mnie naprawdę dotyczy ;-) Dlatego bardziej do mnie przemawiają  reportaże niż powieści. Dwie książki z reportażami, które ostatnio przeczytałam połączone są osobą Mariusza Szczygła, którego książki już się u mnie pojawiały. Jedna książka to reportaże autorstwa Szczygła, a druga to zbiór reportaży innych autorów, które on wybrał.
"20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła" to świetna lektura dla tych, którzy te 20 lat doskonale pamiętają, takich jak ja, dla której to 2/3 życia, jak i dla tych, którzy się gdzieś po drodze urodzili i mogą tu zobaczyć, jak ta Polska się zmieniała. Niektóre reportaże, nawet te starsze, nie tracą nic na aktualności. Aborcja, emigracja zarobkowa, problemy homoseksualistów, Amway, lansująca się młodzież - to tematy  ciągle bardzo żywe. Bardzo polecam ten wybór. Te reportaże czyta się naprawdę z wypiekami na twarzy, jak napisano w jednej z recenzji. To dopiero prawdziwe zwierciadło dla nas, Polaków.





"Kaprysik. Damskie historie" to z kolei niewielka, niepozorna książeczka, zmieści się w damskiej torebce, ale opowiada o zwyczajnych-niezwyczajnych kobietach, wzbogacona ich zdjęciami. Największe wrażenie zrobiła nam mnie historia pani Janiny Turek, która niemal całe życie opisywała szczegóły swego życia, tak że zostawiła po sobie pokój pełen zeszytów. Co ciekawe nie były to zbyt osobiste notatki, a jedynie takie które mówiły co zjadła danego dnia na śniadanie, obiad, kolację, kogo spotkała, z kim rozmawiała itp.





I ostatnia na liście to laureatka tegorocznej Nagrody Nike i moje największe rozczarowanie. Bardzo lubię Marka Bieńczyka, czytałam jego wcześniejsze książki i piękne felietony o winie. Ale ta książka, choć na początku bardzo mi się spodobała, ostatecznie mnie rozczarowała. Właściwie to taka książka nie wiadomo po co napisana. Zbiór felietonów na różne tematy, galeria postaci bliskich autorowi, jego wersja facebooka, tylko dalej nie wiem po co. Jest kilka świetnych reportaży w tej książce, o dziwo głównie te o osobach z dziedziny sportu, a nie literatury i sztuki, ale całość mnie nie zachwyca. No cóż, takie rozczarowania trzeba przeżyć.