niedziela, 31 lipca 2011

Złodzieje rowerów.

Nie, nie będzie o filmie Vittorio de Sici, choć film był równie smutny, jak ja dzisiaj :-(( Mój rower nie był może jakimś cudem techniki ani okazem piękna, ale był mój i byłam do niego przywiązana. Przejechałam nam kilkaset kilometrów i miałam do niego wielki sentyment. A teraz... nie ma go. Dzisiaj rano Jacek wyszedł na korytarz i woła, że nam rower ukradli. Na początku myślałam, że to taki żart. Ale to nie był żart, tylko najprawdziwsza prawda. Zazwyczaj trzymamy rowery w domu, ale od tygodnia mój musiał stać na korytarzu z racji malowania. I to był błąd. Niech to będzie przestrogą dla innych. Nie myślcie, że macie tak kiepski rower, że nikt go nie zechce. Ja tak myślałam, ale jednak komuś się przydał. Pewnie teraz ten ktoś pije nalewkę za mój rower. Ehh.