poniedziałek, 17 grudnia 2012

Książka numer trzydzieści sześć...


To chyba jedna z najlepszych książek, jakie w tym roku przeczytałam. Cieszę się, że do mnie dotarła, jestem wdzięczna osobie, która mi ją pożyczyła. Dumna jestem również z tego, że przeczytałam ją po czesku. To jak dotąd objętościowo najgrubsza książka, która przeczytałam w obcym języku ;-)

Książka bardzo ciekawa zarówno od strony formalnej (oryginalne zastosowanie dokumentów jako części narracji), jak i tematycznej (autorka włożyła sporo pracy, żeby  książka była wiarygodna w kwestiach etnograficznych, historycznych). Fikcja miesza się tu z autentycznymi wydarzeniami.
Bohaterką książki Tuczkowej jest Dora Idesova, siostrzenica jednej z tak zwanych żytkowskich bogiń, u nas raczej nazywanych zielarkami. Jest ona przedstawicielką rodu, w którym umiejętności leczenia ziołami i wróżenia przyszłości przekazywane były z matki na córkę, z pokolenia na pokolenie. Większość z nich spotkała okrutna śmierć, uznawane przez wieki za czarownice ginęły na stosach, skracano je o głowę lub ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach.
Dora nie kontynuuje rodzinnej tradycji, interesuje ją ona raczej z punktu widzenia jej pracy naukowej, jako zjawisko etnograficzne. Chce również zrehabilitować swą ciotkę, posądzoną o współpracę z nazistami, zamkniętą w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przyszło jej umrzeć.
Dziś nikt już nie zajmuje się "bogowaniem". Umiejętności nie zostały przekazane następnemu pokoleniu. Całe stulecia polowań na czarownice nie wytrzebiły ich tak, jak to się udało w dobie komunizmu.

Zafascynowało mnie w tej książce również piękne opisanie regionu Białych Karpat. Zapragnęłam tam pojechać i zobaczyć to niezwykłe miejsce.

Słyszałam na spotkaniu z autorką, że książka ta jest tłumaczona na język polski i ukaże się w 2013 roku. Jeśli kiedyś na nią traficie, serdecznie polecam.