środa, 4 stycznia 2012

Książka numer jeden.

Cebula i bursztyn pomagają Autorowi w wyprawie do pierwszych 20 lat swojego życia. Szczera do bólu, czasem nostalgiczna, czasem gorzka opowieść. Spowiedź dziecięcia wieku...



Cytat z książki:

"To, co po, jest zawsze tym, co przed. Na to, co nazywamy teraźniejszością, na to ulotne teraz-teraz-teraz, pada stale cień minionego teraz, tak że również drogę ucieczki do przodu, zwaną przyszłością, można przebiec jedynie na ołowianych nogach."

9 komentarzy:

  1. Nie wiem czy w moim przypadku 1 książka = 1 tydzień, ale w poniedziałek rozpoczęłam S. Larssona "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" (633 strony). Prezent świąteczny:-)

    Twoją propozycję zapisuję i czytam swoją w wolnych chwilach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Heidi, ten Larsson starczy Ci chyba za 3 książki ;-) Miłej lektury. Słuchałam audiobooka i bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie się zaczyna! Lubię Grassa, to wspomnienie dawnych lat. Nie znam tej książki, czytałam tylko "klasykę" to znaczy "Bębenek" i jeszcze "Turbot(a)" - ta ostatnia z wielkim historycznym rozmachem. Szkoda, że Kraków nie ma takiego pisarza jak Gdańsk znalazł w Grassie.

    Ja jeszcze nie wiem, gdzie o tych moich książkach pisać - czy na blogu (a miałam ograniczać internet) czy w zeszycie. Na razie - w kalendarzu :)

    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ado, ta książka Grassa jest inna niż wszystkie jego poprzednie. Chyba przez to, że nie ma tu fikcji, same realia. Gdańska tu nie za wiele, choć zawsze z czułością. Doskonale się czyta, jest świetnie przetłumaczona przez Sławomira Błauta. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  5. właśnie skończyłem Cmentarz w Pradze - Eco - i przetrawiam.
    Do Grassa mam stosunek ambiwalentny - nie oczekuję by twórca był postacią kryształowa - ale nie znoszę też by pozwalał się wynosić na ołtarze ideologiczne. Gdyby był gorszym pisarzem, łatwo było by mi go po prostu odrzucić...

    Ado - bo to kwestia straty. Żaden z krakowskich pisarzy nie utracił swego miasta - natomiast zdumiewa mnie iż Grass nie ma swojego odpowiednika pośród Lwowiaków.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anito - wpisuję na listę! A książka numer dwa? Zdradzisz coś, podpowiesz? :)

    Makroman - słuszna uwaga! Myślałam o tym, kogo by tutaj połączyć z Krakowem w tym kontekście utraty, porzucenia, oddalenia. Na razie - nie mam pomysłu.
    Natomiast rzeczywiście dziwi, że Lwów nie ma swojego wielkiego pisarza, spośród tych, którzy musieli opuścić to miasto. Przychodzi mi na myśl (oczywiście) Herbert, dalej z wielkich - Henryk Elzenberg. Ale u nich ten Lwów prawie nie jest obecny, to znaczy w warstwie dosłownej. Może jako napięcie, brak, wydziedziczenie - i konieczność poszukiwania Miasta gdzie indziej. U Herberta - w kulturze śródziemnomorskiej, u Elzenberga w filozofii, etyce. Przychodzi mi na myśl drugie pokolenie Lwowian: Zagajewski i jego piękny wiersz. Tam to jest.

    OdpowiedzUsuń
  7. To ciekaw, ale mimo że wiele książek Grassa przeczytałam, z Gdańskiem bardziej kojarzą mi się książki Pawła Huelle i Stefana Chwina. Może dlatego, że są mi bliższe. Tak jak Wrocław w kryminałach Piotra Krajewskiego. Wychodzi na to, że da mnie ważniejszym kryterium niż oddalenie, jest odnalezienie. Może dlatego, że mieszkam w tym mieście, gdzie jednych wypędzono, drugich zagnano i to determinuje patrzenie na miasto i jego historię, fascynuje mnie opisywanie jego historii z pozycji nowych mieszkańców.
    W książce Grassa natomiast spodobało mi się to, że odnalazłam w niej wiele kluczy do twórczości autora.
    Na pewno tak jak makroman, wielu jego czytelników ma z Grassem problem po jego wyznaniach, ale mnie to jakoś nie przeszkadza w czytaniu go.

    OdpowiedzUsuń
  8. I ta perspektywa, o jakiej piszesz Anito, może być bardzo twórcza - odnalezienie. Jak "czas odnaleziony" u Prousta ;) Pewne jest, że w takich miastach jak Wrocław, Gdańsk, Lwów nastąpiło jakieś zachwianie, przerwanie pewnego continuum, skończyła się pewna epoka i zaczęło się coś nowego. To jest dobre podłoże, "podglebie", na tym zawsze coś twórczego wzrasta.

    Staram się w moim amatorskim czytaniu oddzielać dzieło od autora. "Never trust the artist, trust the tale” jak mówił D.H. Lawrence. Zresztą polityka napawa mnie to wstrętem to przerażeniem i te wszystkie "ideolo", cały ten Bal w Operze.

    Serdecznie pozdrawiam
    wracając do
    "622 upadków Bunga"
    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ado, mam nadzieję, że gdzieś napiszesz o swoich przemyśleniach z Witkacego!

    OdpowiedzUsuń