Nastała ta pora, kiedy wszystko wokół kwitnie i pachnie. Pogoda nie jest do końca przyjazna, bo wieje mocno i trochę odstrasza od spacerowania. Na szczęście mam psa, więc wychodzić muszę. I dobrze, dzięki temu dzisiaj o poranku nacieszyłam oczy kwitnącymi krzewami i drzewami. A przecież to kwitnienie trwa tak krótko. Warunki do fotografowania były dość trudne, bo gałęziami cały czas potrząsał wiatr i słońce raz się chowało za chmurami, a raz pojawiało, ale chyba coś widać ;-)
W Japonii zakwitły już wiśnie (cherrytree), a we Wrocławiu królują forsycje i śliwy. Jaki piękny jest ten
świat!
Wiosna po prostu eksplodowała! Warto było czekać! :)
OdpowiedzUsuńPięknie!Nawet wczesna pobudka na poranny spacer z psem w takim wiosennym otoczeniu jest chyba radośniejsza;-)
OdpowiedzUsuńWiosna jest naprawdę piękna. Trzeba się śpieszyć z jej podziwianiem, bo trwa naprawdę krótko. We Wrocławiu już zaczęły przekwitać śliwy...
OdpowiedzUsuńUwielbiam wiosnę, a w Twoim wykonaniu jest taka piękna...
OdpowiedzUsuńNie znałam tego miejsca, a jak tam można się dostać, jeżeli nie posiadam żadnego roweru czy innego transportu? :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny :)
Zajrzę tutaj jeszcze na pewno :)
Anito, nawet nie potrafię wyrazić, jak wiele radości sprawiły mi Twoje piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńU mnie wiosna bardzo spóźniona i smutna. Ale są też dobre chwile i jest fotografowanie, przynosi mi wiele wytchnienia. Pamiętam, jak właśnie o tym pisałaś jakiś czas temu że w robieniu zdjęć konieczne jest wyciszenie, zwolnienie, takie zatrzymanie w czasie. Wtedy nie mogłam/ nie zdążyłam tego napisać - ale bardzo mi pomógł tamten wpis.
Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam...
Ado, tak się cieszę, że się odezwałaś! Myślałam o Tobie codziennie. Chciałam napisać więcej pod Twoim ostatnim wpisem, ale chyba go usunęłaś... Zasmuciło mnie to, co Ci się przydarzyło, choć jednocześnie ucieszyłam się, że jesteś cała i zdrowa.
OdpowiedzUsuńNapiszę więcej, jak pojawi się u Ciebie nowy post.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Anito, dziękuję za zrozumienie! Czasem pisze się zbyt szybko, zbyt prywatnie, to mój problem... zmieniłam tamten wpis, brzmiał zbyt melodramatycznie a w dodatku został odczytany całkiem inaczej niż to było moją intencją, okazał się nieczytelny. Tymczasem jedyna strata, jaka mnie dotknęła była czysto materialna, fizyczna (myślałam, że to było dość czytelne - plantacja lawendy, mrozy susza a tu znajduję komentarze o stanie mojego hmmm... zdrowia ;) Eh, sama jestem sobie winna ;) czasem powinnam pisać bardziej wprost, przyznaję.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wszystko stracone, część lawendy na pewno da się uratować dobrym wiosennym cięciem, resztę uzupełnię w tym i następnym roku.
Serdeczności :)