121 lat temu urodził się Bruno Schulz.
Trzeba oddać dziś cześć geniuszowi.
"W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszołamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek."
lubię Schulza i twoje złocisto-lipcowe fotografie!!!
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńA wiesz, że sobie ściągnęłam ebooka 'Sklepy cynamonowe' i wczoraj zaczęłam czytać;)
OdpowiedzUsuńCzy ta mała, słoneczna panienka ma coś wspólnego z Tobą?
mam wrażenie...;)
No widzisz, wspaniała lektura na lipiec.
UsuńA panienka ma coś ze mną wspólnego ;-) To moja siostrzenica. Miny robi podobne jak jej ciotka ;-)
Podobna:-)
UsuńWakacyjnie po prostu...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
W końcu to sam środek wakacji ;-)
UsuńSerdecznie pozdrawiam :-)
Cudowne zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuje i również bardzo serdecznie pozdrawiam :-)
UsuńBruno Schultz, mój mistrz lat dojrzewania. Po jego twórczość sięgam do dziś i zawsze zaskakuje mnie ta plastyczność opisu, czarodziejski urok małego, zaklętego w jakiejś niezwykłej zawiesinie czasowej małego miasteczka, Drohobycza. Fotografie cudowne, znać na nich lato. Zwłaszcza te mirabelki w detalu Schultzowskie bardzo. Pozdrawiam ciepło :) Maja
OdpowiedzUsuńMaju, nie wiem jak Ty, ale ja czytałam kilka razy Schulza i powiem, że teraz odbieram go inaczej, rozumiem więcej niż za szkolnych czasów.
UsuńMirabelki w zastępstwie gruszek ;-)
Pozdrawiam.
Ile słońca w Twoich fotografiach! I w kłosach traw, z złocistym piasku, zbożu i żółciutkich mirabelkach!
OdpowiedzUsuńBo za takim latem tęsknię. Musiałam tez uczcić to, że mam teraz trzy wolne weekendy pod rząd i czuję się prawie jak na wakacjach ;-)
Usuń