To chyba jedna z najlepszych książek, jakie w tym roku przeczytałam. Cieszę się, że do mnie dotarła, jestem wdzięczna osobie, która mi ją pożyczyła. Dumna jestem również z tego, że przeczytałam ją po czesku. To jak dotąd objętościowo najgrubsza książka, która przeczytałam w obcym języku ;-)
Książka bardzo ciekawa zarówno od strony formalnej (oryginalne zastosowanie dokumentów jako części narracji), jak i tematycznej (autorka włożyła sporo pracy, żeby książka była wiarygodna w kwestiach etnograficznych, historycznych). Fikcja miesza się tu z autentycznymi wydarzeniami.
Bohaterką książki Tuczkowej jest Dora Idesova, siostrzenica jednej z tak zwanych żytkowskich bogiń, u nas raczej nazywanych zielarkami. Jest ona przedstawicielką rodu, w którym umiejętności leczenia ziołami i wróżenia przyszłości przekazywane były z matki na córkę, z pokolenia na pokolenie. Większość z nich spotkała okrutna śmierć, uznawane przez wieki za czarownice ginęły na stosach, skracano je o głowę lub ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach.Dora nie kontynuuje rodzinnej tradycji, interesuje ją ona raczej z punktu widzenia jej pracy naukowej, jako zjawisko etnograficzne. Chce również zrehabilitować swą ciotkę, posądzoną o współpracę z nazistami, zamkniętą w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przyszło jej umrzeć.
Dziś nikt już nie zajmuje się "bogowaniem". Umiejętności nie zostały przekazane następnemu pokoleniu. Całe stulecia polowań na czarownice nie wytrzebiły ich tak, jak to się udało w dobie komunizmu.
Zafascynowało mnie w tej książce również piękne opisanie regionu Białych Karpat. Zapragnęłam tam pojechać i zobaczyć to niezwykłe miejsce.
Słyszałam na spotkaniu z autorką, że książka ta jest tłumaczona na język polski i ukaże się w 2013 roku. Jeśli kiedyś na nią traficie, serdecznie polecam.
Ciekawie się zapowiada, jak przetłumaczą to przeczytam, bo czeskiego niestety nie znam. :)
OdpowiedzUsuńJak się ukaże po polsku, dam znać ;-)
UsuńOooo zainteresowałaś mnie bardzo, zaczekam na książkę :) moja babcia zajmowała się zołolecznistwem, mieszkała w Beskidzie Wyspowym, nauczyłam się od niej pięknych rzeczy...
OdpowiedzUsuńWłaśnie znajoma mi mówiła, że w Polsce odpowiedniczkami bogiń mogłyby być tzw. szeptuchy. Trochę o nich znalazłam w internecie i rzeczywiście mają trochę podobnych cech.
UsuńA babcia zielarka to bezcenny skarb ;-)
Cieplutko pozdrawiam.
Wolałbym czytać po polsku,więc poczekam na tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńNo proszę! To musisz biegle znać czeski ;-) Super!
OdpowiedzUsuńDo biegłości mi jeszcze daleko, uczę się dopiero rok, ale książki czytam ze zrozumieniem, więc chyba jest dobrze ;-)
Usuńprzeczytasz potem po polsku?? Lubię czasem porównać jak ja to widzę, a jak widzi to samo tłumacz, choć w tym przypadku też poczekam na tłumaczenie ;)
OdpowiedzUsuńNie zastanawiałam się nad tym. Dotychczas nie sięgałam po tłumaczenia. Trochę bałabym się rozczarować, że po polsku to już nie to samo ;-) Ale może w tym wypadku się skuszę...
Usuńjesteś bohemistką? :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie ;-) Ale kocham Czechy i z własnej woli od roku uczę się czeskiego.
UsuńChyba po trochu stajesz się bohemistką. Ale ja też lubię czeską literaturę :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie żałuję, że na studiach nie zrobiłam bohemistyki jakiego drugiego kierunku. Ale zawsze mogę zostać bohemistką z zamiłowania ;-)
UsuńPodobno zbliżoną tematykę proponuje Kristýna Vorlíčková w swojej książce "Flying foxes",choć w porównaniu z "Boginiami..." jest to tylko fikcja,bez tego dokumentalnego zacięcia Tučkovej.Tu możesz przeczytać opis:
OdpowiedzUsuńhttp://www.iliteratura.cz/Clanek/30087/vorlickova-kristyna-flying-foxes
a tu głosy czytelników (zwłaszcza pana o nicku "FanTomáš"):
http://www.iliteratura.cz/Clanek/30165/tuckova-katerina-zitkovske-bohyne-2
dla każdego coś miłego;))
Dziękuję za linki, chętnie poczytam :-)
UsuńZachęcasz do przeczytania 😀😀😀 Nigdy jeszcze nie czytałam żadnego czeskiego autora, a już na pewno nie w oryginale. Gratuluję
OdpowiedzUsuń