Najpierw drogą na Wojnów... Pola niebieskie od chabrów.
Puls zaczyna powoli rosnąć. Jacek sprawdzał co jakiś czas na pulsometrze ;-)
System przeciwpowodziowy nie wygląda w tym miejscu zbyt solidnie.
Dojechaliśmy do niewielkiego, aczkolwiek bardzo uroczego i jeszcze ciągle takiego "prawdziwego" Lasu Strachocińskiego.
W Łanach, tuż za wałem, niespodzianka - kompleks sportowy, prawie jak na Euro 2012 ;-)
Nasza trasa wiodła drogą wysadzaną dębami, z których kilka to pomniki przyrody liczące po 200-300 lat. Mają nazwy od imion polskich królów. Ten na przykład to Bolesław Krzywousty.
W tej wsi mają bardzo złe psy ;-)
A to chyba najciekawszy punkt naszej wycieczki - zabytkowy dom i była kawiarnia przy przystani rzecznej. Ładnie opisane.
Dom nie wygląda na zamieszkany, choć pilnuje go bardzo głośny pies.
Ta część domu ma nawet nową rynnę.
Reszta się "nieco" wali.
No i słynny "most donikąd" w Łanach.
Widoki tutaj z Odrą w roli głównej są bardzo malownicze. Ale pamiętać trzeba, jak niebezpieczna jest ta rzeka i wiele razy nie pozwalała okolicznym mieszkańcom spać spokojnie. Na wałach jeszcze widać resztki worków z piaskiem.
Byliśmy już dawno poza Wrocławiem, a jednak nadal nas ścigał. Budowa Sky Tower i stąd jest bardzo dobrze widoczna.
Cieszy fakt, że rzeka jest wykorzystywana do transportu. Ta barka wracała z Wrocławia po dostarczeniu doń węgla.
I mostek nr 2. Te mostki umilały nam podróż, bo mogliśmy przemieszczać się z jednej strony rzeki na drugą.
Trafiliśmy na dzikie czereśnie i nie mogliśmy się od nich oderwać.
Były przepyszne. Takich w sklepach nie sprzedają ;-)
A to już śluza koło elektrowni wodnej Janowice. Tutaj mała pętla czasowa mi się utworzyła, gdyż od zdjęć z tego miejsca zaczynał się mój blog ;-) w 2008 roku link
Przez buszowanie w czereśniach, nie zdążyliśmy niestety zobaczyć jak barka przepływa przez śluzę...
Potem dojechaliśmy do Chrząstawy Wielkiej. Niewielka wioska, gdzie zachwyciły mnie lilie wodne, rosnące na przydrożnym stawie. Takie okazy widziałam tylko w Ogrodzie Botanicznym.
Z Chrząstawy próbowaliśmy dostać się do Leśnego Młyna, ale nie było żadnego oznakowania i trochę pogubiliśmy się w lesie. Było późno i trzeba było wracać do domu. Mamy jednak zamiar dojechać tam następnym razem.
Dziękuję za uwagę ;-)
Gratuluję kondycji:-)!
OdpowiedzUsuńChyba nie ma lepszego pomysłu na spędzenie letniego wolnego dnia, jak ruch na świezym powietrzu w dobrym towarzystwie.Pozdrawiam sedrecznie.
Aga, przyznam, że z tą moją kondycją, mimo że nie najgorzej, mogłoby być lepiej ;-) Pod koniec już mnie solidnie bolały nogi, a bywało przecież, że robiliśmy wyprawy dwa razy dłuższe.
OdpowiedzUsuńRower jest dla nas już sposobem na życie i mam nadzieję, że tego lata jeszcze wiele takich wycieczek zrobimy. Pozdrawiam :-))
A ja w Janowicach nie byłam, chyba;(
OdpowiedzUsuńi tego mostka nie kojarzę, niestety, ale dom zabytkowy owszem, kort też.
To są bardzo fajne tereny do jazdy.
A wczoraj byliśmy na Brochowie, stąd ten kolejowy wpis u mnie;)
Czereśnie i nenufary - niesamowite, że istnieją jeszcze takie miejsca.
OdpowiedzUsuńBól nóg znany: ostatnia trasa 56 km:) Pozdrawiam
ikroopko, naprawdę bardzo fajne tereny na rowerowe wycieczki. W ogóle lubię jeździć wałami, lubię bliskość rzeki. A do Janowic z Łanów "rzut beretem", pojedź sobie kiedyś.
OdpowiedzUsuńZbyszku, fajnie, że można takie rzeczy jeszcze mieć nie tylko za płotem. A co do dystansu, następnym razem planuję dłuższy, może dam radę ;-)