faktycznie biedactwa! :( Ja codziennie obserwuję głodomory przylatujące do karmika, ale najbardziej żal mi saren, które podchodzą prawie pod same domy - bo takie są głodne ( mieszkam na przeciwko lasu)
Jagoda, Iva Pas - biedactwa z tych zwierzaków, ale miejmy nadzieję, że jakoś sobie poradzą. Ja obserwuję od kilku lat łabędzia, który kiedyś musiał złamać nogę i używa tylko jednej. Co roku na wiosnę, jak go widzę to cieszę się, że mu się udało przeżyć ten najtrudniejszy czas.
Czarku, zdjęcia z wczoraj, dzisiaj noc była mroźniejsza, więc może to wyglądać jeszcze piękniej, ale też mrozić krew w żyłach ;-)
Aga, musisz w końcu przyjechać i zobaczyć jak tu wyładniało ;-)
Ech kobiety... À propos ptaszków, całkiem niedawno widziałem w tv faceta, który pokazywał jak maleńki zdobił się Donald wręcz tyciutki. W końcu Donald to kaczor, było, nie było ptaszek; mrozy nastały i bedniutki się obkurczył...
póki mają choć spłachetek niezamarzniętego nurtu, nie jest źle, Ale przydało by się dokarmianie, same już niewiele zdobędą. Z drugiej strony właśnie dlatego nie odlatują iż w dokarmianie ufają.
Dag, Czarku, we Wrocławiu poprószyło dzisiaj jeszcze trochę śniegiem i zrobiło się jeszcze ładniej. Dal ładnych zdjęć warto się przemóc i wyjść na mróz ;-)
Zbyszku, najgorzej jak ten chleb jest suchy i twardy albo spleśniały. Czasem mi się zdaje, że niektórzy karmią tym ptaki po to, żeby je ukatrupić.
Heidi, dziękuję :-)
makroman, racja, niestety uzależniliśmy zwierzęta od siebie. We Wrocławiu wręcz mówi się, że łabędzie nie szukają już pokarmu na własną rękę, a po drugie wygląda na to, że to "ludzkie" jedzenie upośledza ich płodność. Człowiek to zawsze przekombinuje. A niby chce dobrze.
Coś trzeba zrobić z płodnością ptaków, żeby nie podupadła. Mój kot Kicia, co prawda teraz obraził się na zamarznięty świat i ogród obserwuje tylko przez okno, ale w zasadzie polowanie na ptaki, nietoperze, myszy i nornice jest treścią jego kociego życia. Może by tym ptakom dosypywać jakichś afrodyzjaków ptasich do sypanego im ziarna? Pewnie coś takiego jest, mówią, że w internecie jest wszystko. Inna rzecz jak działa i czy w ogóle działa :)
manitou - w ogóle pierwsze znane mi publikacje tyczące się synantropizacji (synurbizacji w zasadzie) dzikiego ptactwa pochodzą właśnie z Wrocławia.
Czarku - nie w afrodyzjakach problem. To bardzo skomplikowane zagadnienie. z jednej strony mamy chemie w jedzeniu, której nikt nie badał w odniesieniu do ptaków a z drugiej cały system zachowań, analogicznych jak ludzkie - tak jak Homo Sapiens osiągnąwszy względny dobrobyt znacznie ogranicza swoją prokreację, tak samo zwierzęta, po znalezieniu stosunkowo bezpiecznej i obfitej niszy zmniejszają liczbę potomstwa - wydaje się to paradoksalne ale ... takie nie jest. Popatrzmy na społeczności żyjące w dobrobycie - choćby nasze - z każdym pokoleniem jesteśmy roślejsi, zdrowsi (nie licząc chorób cywilizacyjnych), mamy dłuższe dzieciństwo (okres w którym nic nie zmusza nas do podjęcia pracy) a własne dzieci w wieku w którym dawniej bylibyśmy już z dziadkami. Dokładnie te same zjawiska obserwuje się u synantropijnych zwierząt. Przykładowo mysz - polna dojrzałość płciową osiąga w wieku dwóch miesięcy - domowe zazwyczaj potrzebują trzech, to całe dwa pokolenia w ciągu roku mniej!
faktycznie biedactwa! :(
OdpowiedzUsuńJa codziennie obserwuję głodomory przylatujące do karmika, ale najbardziej żal mi saren, które podchodzą prawie pod same domy - bo takie są głodne ( mieszkam na przeciwko lasu)
przepiękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńMroźna zima jest trudna dla ptaków.
Piękne to.
OdpowiedzUsuńEch, jak ja lubię zimę na zdjęciach, nawet rzekę skuta lodem.
Jedno z moich ulubionych miejsc we Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńJagoda, Iva Pas - biedactwa z tych zwierzaków, ale miejmy nadzieję, że jakoś sobie poradzą. Ja obserwuję od kilku lat łabędzia, który kiedyś musiał złamać nogę i używa tylko jednej. Co roku na wiosnę, jak go widzę to cieszę się, że mu się udało przeżyć ten najtrudniejszy czas.
OdpowiedzUsuńCzarku, zdjęcia z wczoraj, dzisiaj noc była mroźniejsza, więc może to wyglądać jeszcze piękniej, ale też mrozić krew w żyłach ;-)
Aga, musisz w końcu przyjechać i zobaczyć jak tu wyładniało ;-)
Coś jest na rzeczy, że dziś to już trzeci blog, na którym o ptaszkach mowa, tylko za każdym razem kontekst inny...
OdpowiedzUsuń;)
Ech kobiety...
OdpowiedzUsuńÀ propos ptaszków, całkiem niedawno widziałem w tv faceta, który pokazywał jak maleńki zdobił się Donald wręcz tyciutki. W końcu Donald to kaczor, było, nie było ptaszek; mrozy nastały i bedniutki się obkurczył...
ikroopko, rzeczywiście Twój wątek nieco mniej współczujący dla tych stworzeń ;-))
OdpowiedzUsuńCzarku, kaczuszki też marzną we Wrocławiu, jakoś mam dla nich więcej współczucia niż dla Donka ;-))
Piękne pierwsze zdjęcie :-) Ja wczoraj przez okno samochodu widziałam zamarzniętą Wisłę i zamarzyła mi się sesja fotograficzna :-))
OdpowiedzUsuńAle super zdjęcia. Pomagajmy rozsądnie ptakom! Jak widzę staruszki z suchym chlebem w taki mróz, to troszkę mnie to drażni.
OdpowiedzUsuńDag, a ja widziałem zamarznięta Odrę w Szczecinie w tv-okienku. I tak trzymajmy, niech zamarza co musi, byle za jakimś oknem.
OdpowiedzUsuńTrzecie zdjęcie piękne!
OdpowiedzUsuńpóki mają choć spłachetek niezamarzniętego nurtu, nie jest źle,
OdpowiedzUsuńAle przydało by się dokarmianie, same już niewiele zdobędą.
Z drugiej strony właśnie dlatego nie odlatują iż w dokarmianie ufają.
Dag, Czarku, we Wrocławiu poprószyło dzisiaj jeszcze trochę śniegiem i zrobiło się jeszcze ładniej. Dal ładnych zdjęć warto się przemóc i wyjść na mróz ;-)
OdpowiedzUsuńZbyszku, najgorzej jak ten chleb jest suchy i twardy albo spleśniały. Czasem mi się zdaje, że niektórzy karmią tym ptaki po to, żeby je ukatrupić.
Heidi, dziękuję :-)
makroman, racja, niestety uzależniliśmy zwierzęta od siebie. We Wrocławiu wręcz mówi się, że łabędzie nie szukają już pokarmu na własną rękę, a po drugie wygląda na to, że to "ludzkie" jedzenie upośledza ich płodność.
Człowiek to zawsze przekombinuje. A niby chce dobrze.
Coś trzeba zrobić z płodnością ptaków, żeby nie podupadła. Mój kot Kicia, co prawda teraz obraził się na zamarznięty świat i ogród obserwuje tylko przez okno, ale w zasadzie polowanie na ptaki, nietoperze, myszy i nornice jest treścią jego kociego życia.
OdpowiedzUsuńMoże by tym ptakom dosypywać jakichś afrodyzjaków ptasich do sypanego im ziarna? Pewnie coś takiego jest, mówią, że w internecie jest wszystko. Inna rzecz jak działa i czy w ogóle działa :)
manitou - w ogóle pierwsze znane mi publikacje tyczące się synantropizacji (synurbizacji w zasadzie) dzikiego ptactwa pochodzą właśnie z Wrocławia.
OdpowiedzUsuńCzarku - nie w afrodyzjakach problem.
To bardzo skomplikowane zagadnienie. z jednej strony mamy chemie w jedzeniu, której nikt nie badał w odniesieniu do ptaków a z drugiej cały system zachowań, analogicznych jak ludzkie - tak jak Homo Sapiens osiągnąwszy względny dobrobyt znacznie ogranicza swoją prokreację, tak samo zwierzęta, po znalezieniu stosunkowo bezpiecznej i obfitej niszy zmniejszają liczbę potomstwa - wydaje się to paradoksalne ale ... takie nie jest. Popatrzmy na społeczności żyjące w dobrobycie - choćby nasze - z każdym pokoleniem jesteśmy roślejsi, zdrowsi (nie licząc chorób cywilizacyjnych), mamy dłuższe dzieciństwo (okres w którym nic nie zmusza nas do podjęcia pracy) a własne dzieci w wieku w którym dawniej bylibyśmy już z dziadkami. Dokładnie te same zjawiska obserwuje się u synantropijnych zwierząt.
Przykładowo mysz - polna dojrzałość płciową osiąga w wieku dwóch miesięcy - domowe zazwyczaj potrzebują trzech, to całe dwa pokolenia w ciągu roku mniej!
Mrozy mi nie straszne, tylko akurat nie miałam wtedy pod ręką aparatu :-)
OdpowiedzUsuń