Niby te trzy rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. A jednak!
Zakupiłam moją ulubioną kawę, szłam z nią ulicą i zobaczyłam graffiti, które nawet było podpisane "Kawa i graffiti". Innym razem zaparzyłam tę samą pyszną kawę, postawiłam na stole, a w tle był mój śpiący pies.
Wszystko się połączyło w smaczny, ciepły ciąg ;-)
Uwielbiam kawę i graffiti też mnie ostatnio zachwyca. Jestem za takiemu potraktowaniu murów.
OdpowiedzUsuńTo ja się wpiszę bardziej po stronie miłośników kawy niż graffiti ;)
OdpowiedzUsuńZa to kawa - bezwarunkowo, w każdej prawie postaci. Niezbędna.
O tak bez kawy nie ma życia - pierwsza dziś o 5 rano, teraz czwarta - potem jeszcze z cztery...
OdpowiedzUsuńprzed snem ... kawusia ale taka delikatna
rozpuszczalno-rozpieszczalna ;-)
Akurat to graffiti jest całkiem udane, często jednak to zwyczajna papranina.
o ile jeszcze pomalują filary mostów na trasach szybkiego ruchu, czy koszmarne betonowe płoty obiektów przemysłowych, serce nie boli, ale często graffiti powstają na obiektach które komponują się w przestrzeń miejską bez takich ozdób zdecydowanie lepiej niż z nimi.
Ja jestem miłośnikiem kawy, ale ostatnio graffiti tez potrafi mnie zachwycić. Tak jak napisał makroman, są miejsca, gdzie pasuje i nawet potrafi upiększyć kawałek miasta.
OdpowiedzUsuń